Hiszpański Deal - Nie ma dróg na skróty
14.10.2022
Zmieniający się za oknem krajobraz przypomina spektakl, w którym mnogość postaci i widoków jest zbyt szybka aby zastanowić się kim są ludzie których obserwuje z mojego miejsca w pociągu do Polski. Wracając z pracy po dwóch tygodniach jest to idealny moment aby cofnąć się o kilka miesięcy i skupić nad zrozumieniem historii, w której wziąłem udział, a która to pokazała zupełnie coś innego niż pierwotne założenia. Ten rok należy pod wieloma względami do przełomowych na wielu płaszczyznach mojego życia i obnaża moje programy myślowe, które skutecznie kreowały zachowania warunkujące moje postępowanie w życiu na przestrzeni lat. Im bardziej zastanawiam się nad tym kim jestem a kim już nie chcę być łatwiej mi wyznaczyć drogę do tego kim chcę się stać. Nieodłączną częścią procesu stawania się jak i kreacji własnej rzeczywistości jest obnażanie samego siebie i krytyczne podejście do decyzji, za które ponosimy pełną odpowiedzialność. W moim przypadku autokrytyka nie może się równać z żadną zewnętrzną krytyką moich zachowań co skutecznie zafundowało mi kilka miesięcy mentalnego testu jak również obserwacji na jakim poziomie podejmuje kluczowe dla mojego życia decyzje. W ostatnim tekście skupiałem się na intuicji i zagadnieniach z nią ściśle powiązanych, poruszyłem również tezę, że nasza intuicja nie zawsze zaprowadzi nas do miejsc lub zdarzeń zgoła przyjemnych. To właśnie w tych momentach nasza uwaga powinna być przekierowana do naszego wnętrza w celu zastanowienia się czemu stworzyliśmy okoliczności, w których się obecnie znajdujemy i jaką część naszego wnętrza obrazuje teraźniejszość. Z taką metodyką podszedłem do mojej historii przeprowadzki do Hiszpanii oraz tego co ona przyniosła i to właśnie tym chciałbym się z wami dziś podzielić.
Słowem, krótkiego przypomnienia pod koniec Kwietnia tego roku przeprowadziłem się do Hiszpanii na propozycję mojego znajomego żeby rozpocząć projekt zbudowania przestrzeni pod organizacje wszelkiego typu wydarzeń. Na południowo-wschodnim wybrzeżu jakieś siedemdziesiąt kilometrów na południe od Alicante znajduje się miejscowość Torrejeva, w sąsiedztwie której mieliśmy rozpocząć projekt mający nam zapewnić spokój, wolność finansową oraz piękne okoliczności hiszpańskiej przestrzeni. Miejscem naszego działania była Finca (w hiszpańskiej nomenklaturze coś na rodzaj gospodarstwa) gdzie dookoła znajdowały się sady pomarańczy i cytryn dając swoisty odpoczynek od jakiegokolwiek miejskiego zgiełku. Mój przyjazd do Hiszpanii poprzedziły tygodnie przygotowań oraz przepiękna trasa przez Europę, którą pokonałem samotnie układając swój mental pod to co wydarzyć się miało w najbliższym czasie. Emocjonalna euforia poprzedzająca przyjazd na miejsce dała mi dużo energii do działania co pozwoliło mi zacząć pracować pełną parą już w pierwszych dniach pobytu w moim nowym domu. Mając w głowie plan do wykonania mogłem przystąpić do działań w swoim stylu czyli z pełnym zaangażowaniem i oddaniem się temu co robię. Żeby łatwiej wam było zrozumieć kontekst mojego położenia przybliżę w co się zaangażowałem i jakich działań wymagał nasz plan.
Moje pierwsze przekroczenie bramy naszego przyszłego miejsca życiowego dostatku nie przyniosło ani euforii ani zbytniej dogłębnej analizy gdyż to co ujrzałem pokazało mi dopiero w momencie mojego bycia tam jaki ogrom pracy jest do wykonania zanim zarobimy na tym chociaż jednego centa. Wyobraźcie sobie posesję, którą ktoś zostawił na kilka dobrych lat nie mając jakiegokolwiek planu zagospodarowania jednocześnie zrzucając gruz i śmieci w przypadkowo wybranych miejscach. W jednym końcu terenu zarastało kilka starych dosyć fajnych aut w towarzystwie dwóch niedokończonych budynków dających świadectwo zmarnowanych środków oraz braku wyobraźni technicznej gdyż sposób ich postawienia był idealną droga do tego żeby pewnego dnia same się zawaliły. Lecz ogrom terenu (około 6000 tys m2) pozwalał myśleć, że bardziej przystępna jego część po zaopiekowaniu będzie idealna do celu naszego wspólnego przedsięwzięcia. W tej drugiej części znajdował się nasz dom wraz z terenem wymagającym gruntownego sprzątania. Dom sam w sobie też dosyć ciekawy gdyż na parterowym betonowym budynku z płaskim dachem został postawiony drewniany górski dom przywieziony z austriackich Alp jakieś 20 lat wcześniej. Po kilku wstępnych rozmowach z Anydm, na którego zaproszenie przyjechałem miałem już większy obraz tego o czym dyskutowaliśmy ostatnie tygodnie przez telefon. Plan był taki; on ma do dyspozycji cały ten teren za darmo od właściciela, z którym się zna, ja mam energię i umiejętności techniczne na realizację stworzonego przez niego planu w oparciu o jego znajomość hiszpańskiego rynku i znajomości okolicy, w której byliśmy. Z racji mojej roli nie weryfikowałem prawnych założeń ani innych aspektów mogących przeszkodzić w transformacji tej przestrzeni. Po rozpoznaniu całości sytuacji już w pierwszych dniach przystąpiłem do pracy i to do tego rodzaju zwanej pracą u podstaw, czyli taczka łopata i grabie stały się moimi narzędziami walki z zaniedbaniami ostatnich lat na tej hiszpańskiej ziemi.
Z tego miejsca warto zaznaczyć jeden bardzo ważny aspekt naszego mieszkania tam, jeszcze przed moim przyjazdem dowiedziałem się od Andyego, że na chwilę obecną na posesji nie ma elektryczności gdyż przez okres nieużytku tej przestrzeni została ona odłączona przez firmę energetyczną. Ten fakt został w tamtym momencie zgłoszony kilka tygodni przed moim przyjazdem i według ustaleń prąd miał się pojawić na dniach. Gdy byłem już na miejscu okazało się, że elektryczności dalej nie ma, lecz tłumacząc sobie ten fakt hiszpańskim stylem pracy i swoistą opieszałością osób odpowiedzialnych przyjąłem ze spokojem ten stan rzeczy i pierwsze dni rozkoszowałem się światłem świeczki po zmroku oraz zimną wodą pod prysznicem. Fakt, że rozgwieżdżone niebo w całkowitych ciemnościach było dla mnie przepięknym doświadczeniem to już brak możliwości przygotowania sobie posiłku czy przechowania rzeczy w lodówce już ten obraz trochę zakrzywiało. Mając na uwadze to, że na dniach wszystko będzie naprawione i będziemy mogli ruszyć dalej z realizacją planu, robiłem to co było w moim zasięgu czyli pracowałem w ciągu dnia nad odgruzowywaniem posesji ze śmieci, wykaszałem wysokie trawy i porządkowałem to co mogłem. Brak elektryczności podnosił jednocześnie nasze koszty utrzymania się tam gdyż byliśmy skazani na jedzenie przynajmniej raz dziennie w restauracji co po obecnych cenach Euro nie było takim tanim interesem dla mnie wymieniając złotówki. Lecz pomijając niedogodności szedłem pełną parą każdego dnia wypełniając wolne chwile czasem spędzonym nad lazurową wodą wschodniego wybrzeża. Taki stan utrzymywał się pierwsze dwa tygodnie, pomału z każdym dniem braku elektryczności zaczynały pojawiać się w mojej głowie wątpliwości oraz analizy sytuacji wraz z ustępowaniem pierwotnej emocjonalnej euforii. Za każdym razem kiedy poruszaliśmy z Andym ten temat dochodziliśmy do wniosku, że to kwestia czasu i zaraz osoby odpowiedzialne za obecny stan braku elektryczności wypełnią swoją powinność i nasza Finca rozbłyśnie dając nam pozwolenie na dalsze działania.
Po około dwóch tygodniach dostałem dwa zawodowe zlecenia i wyleciałem do Anglii i Niemiec na ponad dwadzieścia dni. Będąc w stałym kontakcie z Andym monitorowałem sytuacje i czekałem na informacje, że wszystko działa. Jakież było moje zdziwienie gdy po powrocie do Hiszpanii zastałem dokładnie taki sam stan rzeczy jak przed moim wyjazdem, teraz już poświęciłem więcej czasu na analizę tego co się działo dookoła mnie oraz na bardziej konkretne pytania o to czemu to wszystko tak wygląda. Byliśmy z Andym w tym razem i tak samo odczuwaliśmy cały dyskomfort sytuacji jak również jej niezrozumienie. Rozmowy z właścicielem posesji niczego nie przynosiły ponieważ twierdził on, że temat został dawno zgłoszony i nie ma pojęcia czemu to tyle trwa. Mój kolejny pobyt na miejscu skutkował już złością na obecną sytuację i pełną wątpliwość w stosunku do powodzenia naszego wspólnego przedsięwzięcia. Ku mojej uciesze po jakimś tygodniu wziąłem kolejne zlecenie i poleciałem znów do Niemiec a stamtąd do Polski gdyż byłem zaangażowany w tworzenie jednego festiwalu, na którym mi zależało. Dzięki temu mogłem trochę odetchnąć od tej dziwnej sytuacji i bardziej skupić się na tym co się tak naprawdę dzieje, w międzyczasie mój stały kontakt z Andym nie przyniósł niczego oprócz pogłębiającej się po obu stronach stagnacji i emocjonalnego rozczarowania. Powiedziałem sobie, że najbliższy czas musi przynieść jakieś rozwiązanie, a że w celach zawodowych miałem spędzić półtora miesiąca w Rumunii dałem sobie przestrzeń na podjęcie decyzji co dalej z tym wszystkim zrobić.
Trochę się tym razem rozpiszę, gdyż dopiero skończyłem przedstawiać mój kontekst pobytu w Hiszpanii a ona była tylko tłem do tego co działo się w moim życiu na przestrzeni tego okresu i jaka nauka kryła się w tym wszystkim. Będąc w zawodowym trybie poruszania nie po całej Europie rozkoszowałem się słońcem nad Morzem Czarnym w rumuńskiej Konstancji spędzając dni na pracy przy budowie jednego z letnich festiwali muzycznych. Miałem czas żeby przekierować moje skupienie oraz trochę zdystansować się do tego co się do tej pory wydarzyło. Tak jak intuicyjnie podjąłem decyzję o wyjeździe do Hiszpanii tak teraz czułem, że ten plan nie ma racji bytu i zacząłem wygaszać swoje oczekiwania jak również dostałem jednoznaczne potwierdzenie z tego słonecznego kraju gdzie Andy cały czas walczył z sytuacją. Okazało się, że elektryczność nie pojawi się tam z prędkością światła ani z żadną inną prędkością chociażby ślimaka. Posesja była zadłużona na kilkanaście tysięcy Euro a firma energetyczna po dociekaniach Andyego odpowiedziała w sposób jednoznaczny o sytuacji tej przestrzeni. Właściciel posesji wyszedł na oszusta i nie wiem z jakiego powodu mając świadomość tego jaki jest prawny status jego nieruchomości nie poinformował nas o tym, że od kilku lat nie płacił rachunków za prąd i to właśnie z tego powodu elektryczność została odłączona.
Andy był w kropce gdyż zainwestował w cały ten plan zbudowany na obietnicach człowieka, który nie był uczciwy a ja zainwestowałem w to na podstawie obietnic Andyego przekonanego o docelowym sukcesie tej zabawy. Ja byłem w o tyle lepszej sytuacji, że miałem alternatywę i wiedziałem, że mogę sobie pozwolić na ryzyko związane z tym planem, Andy został na miejscu a właściciel w momencie ujawnienia prawdy postanowił prawnie pozbyć się niechcianego już lokatora i zagroził konsekwencjami prawnymi jeśli posesja nie zostanie opuszczona. W ręce mojego hiszpańskiego kolegi po kilku tygodniach trafiło pismo z kancelarii prawnej wzywające do natychmiastowego opuszczenia terenu, w przeciwnym razie zostaną podjęte środki prawne. W piśmie nieruchomość widniała (to ważne) jako „Fina De Rustico” co jednoznacznie wskazało status prawny przestrzeni jako zabudowa typowo gospodarcza a według hiszpańskiego prawa jedyne co można na takiej posesji zorganizować to nic większego niż komunia dziecka lub impreza o podobnym charakterze lecz na pewno nie duże wydarzenia na kilkaset osób w celach zarobkowych. Dokładnie w ten sposób otrzymałem jednoznaczną odpowiedź jaką dalszą metodykę działania muszę obrać. Poinformowałem Andyego, że rezygnuje z tego planu jak również z szukania innych alternatyw wspólnie w Hiszpanii gdyż nie mam potrzeby ustawiania swojego życia w innym kraju na siłę. Pod koniec sierpnia po skończeniu ostatniego dużego projektu w Rumunii, poleciałem z moją kobietą do kraju pomarańczy zabrać swoje rzeczy, Andy odebrał nas z lotniska moim autem, które było tam cały czas w momencie mojej nieobecności. Pogadaliśmy o bieżącej sytuacji i ze smutkiem muszę przyznać, że jego ta sytuacja bardzo poturbowała i serio życie mu się skomplikowało przez cały ten czas kilku miesięcy, w których to wszystko się działo. On na ten plan dużo postawił w przeciwieństwie do mnie nie miał żadnej alternatywy w rękawie. Nie było to dla mnie przyjemne ale też nie było sensu żebym płakał razem z nim nad tym wszystkim. Zapakowaliśmy auto moimi wszystkimi rzeczami i ruszyliśmy w powrotną podróż do Polski. Tutaj zaczęła się dopiero przygoda i podróż, której z moją kobietą potrzebowaliśmy.
W tym miejscu pora na obnażenie tego czego dowiedziałem się o sobie dzięki tej historii. Jeszcze zanim w mojej przestrzeni pojawiła się opcja wyjazdu do Hiszpanii wszystko dookoła mnie miało jakieś dziwne barwy. Po naszej podróży w Ameryce centralnej wróciliśmy bez planu na działanie, ciężko było nam się dogadać ze sobą, ja zamieszkałem na jakiś czas u rodziców wchodząc w stare konflikty z ojcem, nie miałem pracy i nie do końca chciałem siedzieć w Polsce. Gonia była w Londynie zawodowo i nasz kontakt uległ pogorszeniu. Wielopoziomowa niepewność teraźniejszości i wymagania jakie stawiała ona ze sobą znaczne obniżyła fundamentalnie moją energię i zapał do działania. Stanąłem w kropce do momentu pojawienia się propozycji hiszpańskiego dealu. W międzyczasie zdarzenia na polu prywatnym skutecznie zniechęciły mnie do pozostania w Warszawie.
Z tego miejsca sam sobie zadaje pytania, czemu moja logika nie działała wtedy jak powinna. Ano dlatego, że w tamtym momencie chciałem po prostu zmiany, chciałem wziąć się za coś nowego co pozwoli mi na rozwój na nowych płaszczyznach gdzie również moja relacja będzie miała stabilniejszy grunt do wzrostu. I tak przyznaje się przed samym sobą, że wykreowałem to wszystko w mojej głowie jako swój nowy kierunek rozwoju nie mając co do tego wiedzy, zaplecza ani narzędzi mentalnych aby zacząć to fizycznie tworzyć. Więc gdy zadzwonił Andy z propozycją która została opisana nie było już odwrotu, moja głowa już widziała ten plan jako sukces, już byłem współtwórcą projektu eventowego, już zarabiałem jako manager mając hiszpańskie słońce, swoją kobietę i nowe środowisko dookoła mogąc jednocześnie mieszkać tam gdzie będę tworzył. Może to i błąd logiczny, że nie sprawdziłem rzeczy, które to pogrzebały i wykonałem śmiałe ruchy w swoim stylu w oparciu o czyjeś obietnice nawet jeśli był to mój dobry znajomy to on tak samo mógł popełnić swoje błędy a ja się tylko do tego swoiście dołączyłem.
I wiecie co… tak moja intuicja zaprowadziła mnie do miejsca, w którym wcale się dobrze nie czułem ale też ta sama intuicja przyniosła mi naukę, o którą podświadomie prosiłem. Chciałem stabilności przestrzeni i innego sposobu zarabiania pieniędzy bez zmiany tego co mam w środku co zostało stworzone dawno temu jako mój program pracownika i sprzedawanie swojego czasu jako profesjonalista na zlecenie różnych firm, który cały czas jest w trasie. Lecz zrozumienie tego zajęło mi kilka ostatnich miesięcy wraz z przepracowaniem własnych emocji i krytyki, która się we mnie uruchomiła. Mając jednocześnie świadomość, że stałem się w tym wszystkim częścią życiowego dołka Andyego postanowiłem skupić się na sobie żeby zrozumieć, zrozumieć własne postępowanie oraz poziom podejmowania ważnych dla mnie decyzji.
Ewidentnie chciałem przyspieszyć swoją drogę do sukcesu w pewien sposób na skróty co wróciło do mnie z takim a nie innym efektem, do tej pory nie rozumiem jaki cel przyświecał właścicielowi posesji w Hiszpanii zatajając przed nami opisane fakty i jaki zysk z tego osiągnął. To jest ten rodzaj zdarzeń, w których nie dowiadujemy się całej prawdy. Ale z mojego aktualnego punktu widzenia nie ma to już znaczenia. Moje rozczarowanie dawno minęło a pod wpływem tych zdarzeń miałem okazje zrozumieć co jest dla mnie istotne jak chce postępować i czym chcę karmić swoje bycie. Udało nam się zrobić z Gonią wspaniałą podróż przez Europę samochodem pokonując Alpy drogami, których piękno wprawiło nas w przyjemny zachwyt, odwiedziliśmy wiele wspaniałych na naszej drodze miejsc co przyniosło mnogość sytuacji, w których nasza przestrzeń była tylko dla nas dając nam możliwość wielogodzinnych rozmów o tym co się działo w ostatnim czasie. Nastąpiła transformacja ale nie tylko Hiszpańskiej ziemi ale również mojego postrzegania samego siebie, wiem jakim chce być mężczyzną, partnerem, bratem i człowiekiem dla świata, który współtworzę.
Wiem, że moja praca jest dla mnie świetnym narzędziem do zmiany swojego życia i nadania mu nowych kolorów, świeżych i innych niż do tej pory. Siła kreacji jest ogromna jeśli tylko w nią uwierzymy, ja zacząłem. Tak więc wyznaczam nowe kierunki i skaluje własne umiejętności zawodowe przekraczam dzięki temu własne granice zdobywania, które otwierają mnie jeszcze bardziej na świat. Krytykowałem swoją osobowość pracownika jako sprzedaż swojego czasu jako bardzo cennej waluty za pieniądze, które wycenia rynek, ale widzę w tym również swoje pełne zaangażowanie i siłę działania, którą się charakteryzuje. Jeśli tylko przekieruje odpowiednio te umiejętności i moje skupienie na własny rozwój w świecie, osiągnę dzięki temu wszystko czego chce i to nie tylko na płaszczyźnie materialnej. Mimo powierzchownego fiaska, straty kilku tysięcy złotych i zaangażowaniu się w coś co nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, na głębokim fundamentalnym poziomie jest to mój osobisty sukces. Nauczyłem się brać pełną odpowiedzialność za zdarzenia, które mnie spotykają, oczywiście mógłbym zrzucić winę na okoliczności zewnętrzne i obwiniać Andyego za stratę mojego czasu i pieniędzy na poczet obietnic o wspólnym projekcie ale wiem czym to się dla mnie stało, wiem że on ucierpiał jeszcze bardziej niż ja i cała ta sytuacja nie była skierowana personalnie we mnie ani w to żeby mnie oszukać. Znalazłem się w okolicznościach, które fakt miały sporo logicznych oraz logistycznych niedociągnięć ale były moje i to moje decyzje mnie tam zaprowadziły. Gratuluje samemu sobie całej tej przeprawy wewnętrznej i zewnętrznej, którą przebyłem, dzięki temu poczułem namacalnie siłę własnej kreacji
i wyznaczam nowe cele będące poza zasięgiem mojego umysłu po to żeby za jakiś czas stały się moją nową codziennością.
Największą nauką po tej całej historii jest dla mnie bycie uważnym na to co do mnie przychodzi i zastanowienie się dlaczego dzieją się takie a nie inne zdarzenia. Moja wewnętrzna siła i samodzielność pozwoliła mi przejść przez to wszystko bez szwanku wraz z pełną świadomością czym to się dla mnie stało. Wielopoziomowość tej sytuacji dała mi jednoznaczne potwierdzenie tego co uświadomiłem sobie już jakiś czas temu, mianowicie ważniejsze od tego co robimy jest to dlaczego to robimy. Czy posiadamy władzę nad naszymi decyzjami czy oddajemy ją w ręce innych ludzi. Konstrukcja obecnego świata wypełniona jest po brzegi ludźmi żyjącymi pod czyjeś dyktando, którym ktoś mówi co mają myśleć co robić oraz jak żyć w zamian za iluzję stabilnej wersji rzeczywistości, która jest tylko wąskim wycinkiem całości niewidocznej gołym okiem. Przy okazji tego tematu przypomniała mi się jedna sytuacja. Kilka lat temu jak jeździłem na trasie z teatrem po Europie podczas prób do spektaklu jedna z tancerek baletowych charakteryzująca się naprawdę wysokim poziomem swojej sztuki, siedziała zapłakana z boku sceny gdzie inni również ćwiczyli. Podszedłem do niej i zaczęliśmy rozmawiać co się dzieje i czemu tak płacze, powiedziała mi, że nienawidzi baletu a trenuje od siedemnastu lat tylko dlatego, że jej mama jest nauczycielką tego tańca i to ona podjęła decyzje o jej życiowej drodze. Po każdym spektaklu jej taniec zbierał owacje na stojąco i niemożliwe jest zobaczenie z perspektywy widza tego co kryje się pod płaszczem poświęcenia i scenicznego zawodowstwa. To właśnie ten kontekst jest najbardziej istotny, zdanie sobie sprawy dlaczego robimy to co robimy i co leży u podstaw naszego działania. To samodzielność popełnianych błędów nauczy nas więcej niż parasol ochronny stworzony przez innych ludzi dookoła nas, o których opinie tak bardzo potrafimy się troszczyć.
Siła kreacji rzeczywistości, w której chcemy się poruszać na własnych zasadach możliwa jest od momentu, w którym zaprosimy porażki do naszej drogi samostanowienia i sukcesu, który chcemy przede wszystkim odczuwać a nie tylko nazywać
z definicji stworzonej przez kogoś innego. Życzę każdemu aby otworzył oczy i wyzbył się strachu przed działaniem dlatego, że coś może się nie udać, ponieważ to w tych momentach emocjonalnej żałości możemy nauczyć się najwięcej przekuwając ten ładunek energetyczny na naszą siłę. Znajdźmy drogę do odpowiedzi na nasze „dlaczego” a potem w zgodnie z naszym wnętrzem idźmy tam gdzie wcale nie musi być przyjemnie aby dostąpić euforii bycia tam gdzie dojdziemy na samodzielnie stworzonych zasadach. Ja obnażyłem przed sobą i osobami, które to przeczytają to czego nie widać i wiem, że to wynik moich działań mnie tam zaprowadził jak również wynik tego samego przeniósł mnie tam gdzie rozumiem czemu to do mnie przyszło.
PS. Jeśli w wyniku przeczytaniu tego tekstu pobudzi on Twój umysł do myślenia lub rezonujesz z jakąś częścią zawartych tutaj informacji napisz do mnie proszę chociaż krótkie zdanie, będę wiedzieć, że zasięg mojego pisania sięga dalej niż mógłbym zauważyć.





